11.07.2014

Rozdział I

1 września 1997 r.



Było już zupełnie widno, gdy obudziłam się, usiadłam na łóżku i lekko oszołomiona spojrzałam na okno, przez które wpadały do środka strumienie radosnych słonecznych promieni. Przez krótką chwilę nie mogłam sobie  przypomnieć, jaki dzisiaj jest za dzień, lecz po kilku sekundach dostałam nagłego olśnienia. Jak oparzona zeskoczyłam z łózka, chwyciłam przygotowane wcześniej ubrania i pobiegłam co sił w nogach do łazienki.
Po kilku minutach, gdy mój wygląd prezentował się już należycie, zeszłam do kuchni. Zapach, który mnie otoczył był oszałamiający. Była to iście magiczna mieszanka rumianych jabłek, złocistego cynamonu i pachnących czerwonych róż. Wzięłam głęboki wdech, a wtedy uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta. Uwielbiałam tą słodkawą woń, sprawiała ona, że życie nabierało smaku a przyszłość kolorów. Przez nią czułam, że wszystko jest możliwe, a wszelakie większe trudności są niczym innym, jak tylko zapowiedzią jeszcze większego zwycięstwa.
Ze śmiechem w oczach patrzyłam, jak babcia Aniela wyciąga z pieca ogromną blachę, pełną pysznych, złocistych ciasteczek. To właśnie z nich wydobywał się ten boski aromat.
- Więc wreszcie wstałaś - powiedziała staruszka - najwyższa ku temu pora, bo już dochodzi dziesiąta...Jeszcze tego by mi brakowało, żebyś spóźniła się na pociąg. Gabriella dałaby mi wtedy do wiwatu...
Na te słowa przewróciłam teatralnie oczami. Odkąd tylko pamiętam, moje dwie babcie toczyły między sobą zażarte boje. Każda z nich chciała pokazać, że jest lepsza od tej drugiej. Była to niekończąca się batalia, której głównym celem było pokazanie, która z kobiet jest lepszą babcią. Nie muszę chyba mówić, że taka sytuacja była dość męcząca, zwłaszcza, że mieszkałyśmy razem w trójkę pod jednym dachem.
Cóż takiego dzieliło moje obie babcie? Absolutnie wszystko, a już z całą pewnością to, że jedna z nich była czarownicą czystej krwi, druga zaś mugolką. Przez ten skromny fakt dochodziło już do wielu sporych awantur, których to często byłam niestety światkiem. Podłoże tych kłótni było zawsze te same: który sposób jest lepszy. Mugolski? Czy też magiczny? Szala zwycięstwa przechodziła z rąk do rąk. A tłumaczenia, że tak samo kocham obydwie te kobiety, były dla nich po prostu niezrozumiałe.
- Nie martw się, babciu - powiedziałam, patrząc na mój zegarek -nie spóźnię się, mam jeszcze trochę
- Trochę czasu, trochę czasu - odpowiedziała zgryźliwie babcia Aniela- mam Ci przypomnieć, że dziesięć minut po ostatnim usłyszeniu tychże słów o mało co nie wpadłaś pod rozpędzoną ciężarówkę, bo chwilę wcześniej gadałaś jak najęta przez telefon? Nie życzę sobie dzisiaj podobnej sytuacji.
- To było dawno i nieprawda- oparłam, przytuliłam od tyłu babcię i pocałowałam ją w pomarszczony policzek - Poza tym to mój ostatni rok nauki w Hogwarcie, babciu. Nie śmiałabym się spóźnić
- Zawsze jest później, niż ci się wydaje -wygłosiła życiową prawdę babcia.
- Z wielkiego pośpiechu narobisz waść śmiechu - weszłam jej w słowo, głosząc ludowe porzekadło.
Babcia przemilczała moją uwagę i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia, a ja tymczasem zasiadłam do stołu i zaczęłam powoli jeść przygotowane przez babcię śniadanie.
- Na różdżkę Merlina, Grace! Jedzże to szybciej! Nie zdążysz na pociąg . - powiedziała ostrym głosem babcia Gabriella, przechodząc arystokratycznym krokiem przez naszą kuchnię.
- Dokładnie to samo powiedziałam jej przed chwilą! - mruknęła pod nosem Aniela.
Patrzyłam na te dwie staruszki z nutą czułości i rozbawienia w oczach. W końcu każdy powód do sprzeczki był dobry. Wiedziałam jednak, że mimo tych nieustannych kłótni pomiędzy babcią Anielą a Gabriellą istniało coś w rodzaju przyjaźni, na przekór - a może właśnie dzięki - wszystkim dzielącym je różnicom.
Babcia Gabriella była wysoką, szczupłą i mało kształtną damą. Jej brązowe włosy zawsze idealnie wychodziły spod spiczastej tiary, bez której nawet nie wychodziła z domu.  Gabriela wyglądała na czarownicę o dużym doświadczeniu i nieugiętych zasadach. Taka też i była. Tylko w kącikach jej ust kryło się coś, co zwiastowało poczucie humoru, któremu jednak nigdy nie pozwoliła w pełni rozbłysnąć.
Babcia Aniela natomiast była jej całkowitym przeciwieństwem. Była małą, mocno przy kości kobietą, której siwe włosy upięte były wysoko w mały, ciasny kok, z którego przeważnie wyglądały dwie metalowe szpilki. Była radosną, lecz niedającą sobie w kaszę dmuchać, osobą,  którą można było śmiało nazwać chodzącym wykrywaczem kłamstw. Nic nigdy nie przemknęło się pod jej nosem.
- Zjadłam już - powiedziałam po chwili - było pyszne, dziękuję.
- Ależ drobiazg, złotko. Idź już, bo...
- Się spóźnisz - powiedziałyśmy wszystkie trzy chórem.


***


O nie, nie, nie! - krzyczały moje myśli, kiedy biegłam przez kolejne przecznice, marząc jedynie o tym, by jak najszybciej dostać się na dworzec King Cross przed odjazdem pociągu. Nie mogłam, lecz wszystko na to wskazywało, że jednak dziś się spóźnię.
I pomyśleć, że wszystko byłoby dobrze, gdyby babcia Gabriella nie spotkała w Dziurawym Kotle swojej starej znajomej, pani Longbottom. Gdy te dwie czarownice zaczęły ze sobą rozmawiać myślałam, że już nigdy nie skończą. Ich rozmowa schodziła na przeróżne tematy, których to nie mogłam w tym momencie nawet wymienić. Znosiłam to cierpliwie, stojąc grzecznie z boku, lecz kiedy na zegarze wybiła godzina dziesiąta pięćdziesiąt musiałam zareagować. Babcia powiedziała wtedy, żebym nie martwiła się o bagaż, tylko pobiegła prosto na dworzec. Zrobiłam jak kazała.
Poczułam niewysłowioną ulgę, gdy na końcu ulicy zamajaczył mi potężny, wykonany z marmuru budynek. Nie zastanawiając się długo wbiegłam na drogę, modląc się, żebym nie wpadła pod koła jakiegoś jadącego z dużą prędkością auta. Na szczęście nic takiego się nie stało i bezpiecznie przedostałam się na drugą stronę ulicy.
Kiedy dotarłam już na peron 9 i 3/4 i zobaczyłam stojący na nim Express Hogwart  poczułam niewyobrażalne szczęście, które szybko ustąpiło ogarniającej mnie rozpaczy, gdy z czerwonej lokomotywy wydobył się świst i towarzyszący mu kłąb dymu. Z mojego gardła wydostał się głośny krzyk. Nie zwracając na nikogo uwagi podbiegłam do pociągu. Nagle drzwi przy których stałam otworzyły się. Spojrzałam w górę i zobaczyłam w nich ślizgona z mojego roku.
Oho - pomyślałam - No to sobie pojechałam do Hogwartu.
Ku mojemu pełnemu zdziwieniu chłopak wyciągnął do mnie rękę.  Zawahałam się przez chwilę, jako gryfonka byłam dość sceptycznie nastawiona do mieszkańców domu Salazara, lecz gdy Express zaczął powoli ruszać, chwyciłam jego dłoń i znalazłam się w środku wagonu.
- Gdzie masz bagaż? - spytał patrząc prosto w moje oczy. Nie mogłam wytrzymać tego spojrzenia stalowych tęczówek, spuściłam szybko wzrok.
- W którymś z przedziałów – skłamałam, nie wiedząc czemu.
Ślizgon kiwnął lekko głową, odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Dziękuję! - zawołałam za nim, jednak chłopak nie zareagował na moje słowa, choć wiedziałam, że je usłyszał. Stałam tak jeszcze dwie minuty nie mogąc się ruszyć.
- Co za dzień- powiedziałam na głos i ruszyłam poszukać swojego przedziału.


_____________________________

I jak wrażenia?